środa, 18 lipca 2018

Jak to się robi na wschodzie? Czyli Hero Run po raz drugi!

Jest takie jedno magiczne miejsce w Polsce.
300 km od Warszawy.
150 km od Białegostoku.
Otoczone lasem, jeziorami, schowane przed światem.
Miejsce, które na cały weekend zamienia się w pole walki.
Miejsce, w którym ludzie udowadniają sobie, że mogą naprawdę dużo. Zrzucają maski, porzucają zmartwienia życia codziennego, zmagają się ze swoimi słabościami, podają pomocną dłoń innym, a przede wszystkim szukają przygody i adrenaliny.
O jakim miejscu mowa? 
Mówię o Szelmencie. Słyszałeś? Nie?! Żałuj! 
Mała miejscowość na północy Polski, możesz powiedzieć, że daleko, że biegun zimna, że Ci się nie chce, szukać milion wymówek by już kolejny weekend z rzędu zamknąć się w strefie komfortu i obejrzeć po raz trzeci ulubiony film z paczką chipsów w ręce. Ale mam nadzieję, że chociaż trochę przekonam Cie, że warto w następnym roku przyjechać.
Warto wyjść ze swojej bezpiecznej strefy, czasem zrobić coś szalonego, nie myśleć co powiedzą inni, bo kogo to interesuje? Zrobić coś, by udowodnić samemu sobie, że jest się bohaterem!

Słowo klucz? Hero Run.
Tak mało, a tak dużo. Jeden weekend rok temu, który zmienił moje całe życie, wywrócił je do góry nogami, namieszał tak, że czasami sama muszę siebie uszczypnąć i zastanowić się czy to bajka czy rzeczywistość! 
Dokładnie rok temu, zadebiutowałam w biegu przeszkodowym Hero Run, po przekroczeniu linii mety po raz drugi, powiedziałam sobie, że od tej pory nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. I zadziałało! 
Mało tego, zyskałam więcej niż mogłam się spodziewać. W końcu przyjaźń jest najlepszym, co może nas spotkać!


Nawet przez chwilę nie wahałam się nad startem w kolejnej edycji Hero Run w Szelmencie. Mimo przeszkód, które spotkały mnie w ostatnim czasie (tak, mowa o kontuzji), robiłam wszystko by znowu stanąć na starcie, by znowu w niecałą dobę przebiec dwa biegi przeszkodowe, by znów stać się bohaterką. I udało się!
Jednak bieg przekroczył moje wszelkie oczekiwania! Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu i gdybym w skali od 1 do 10 miała określić jak bardzo podobał mi się cały weekend, to zapewne dałabym 11 :D !


Mimo, że w sobotę rano obudził nas deszcz, a prognozy wcale nie zapowiadały poprawy pogody, to uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Niektórzy z nas po raz pierwszy mieli stanąć na starcie Hero Run, niektórzy mniej więcej wiedzieli czego się spodziewać. 
W tym roku było inaczej, wszędzie pełno znajomych, przyjaciół, serdeczne uśmiechy, uściski, znana już trasa, okolica i przede wszystkim pewność, że to będzie dobra zabawa.


Co się zmieniło od tamtego roku? 
Hero Run wprowadziło 3 poziomy trudności: Legend- odpowiadający elicie, w której zawodnik musi zrobić wszystkie przeszkody sam, a jeśli mu się nie uda, oddaje opaskę.
Challenger- w którym obowiązywał limit czasu, na większości przeszkód również zakaz pomagania i karne burpees lub karne rundy z workami z piaskiem (btw. chyba wolę burpees :D )
i Beginner- dla początkujących, którzy chcą zobaczyć na czym polegają biegi OCR, którzy trochę się obawiają, którzy od biegu wymagają jedynie dobrej zabawy- nie obowiązuje tam limit czasu, nie trzeba robić wszystkich przeszkód ani burpees czy karnych rund.

Wybrałam challenger, bo lubię wyzwania, bo wiedziałam, że dam radę, zwłaszcza z taką super ekipą!

Aaaale, wracając do soboty, mam wrażenie, że ktoś wymodlił się o pogodę! Dosłownie, kilka minut po naszym przyjeździe rozpogodziło się, a my mogliśmy oglądać zmagania dzieciaków na starcie! Wiecie jak zabawnie wyglądają maluchy wskakujące do wody? Ale najlepsi są rodzice, które robią to razem z nimi i nie boją się zamoczyć czystych ubrać, szacunek! 

Biuro zawodów- na ogromny plusik! Wszystko sprawnie, zero kolejki, przeeeemili ludzie, depozyt również bez zarzutów, aż chce się biec!

Do tego wszystkiego piękne widoki. Aż ciężko uwierzyć, że tak niedaleko nas mamy takie cudowne okolice. Jeziora, górki, pagórki, lasy, łąki, pola, idealne miejsce by uciec od wszystkiego i spędzić trochę czasu z dala od zgiełku miasta i rzeczywistości. 

Bieg nocny rozpoczynał się o 21:45 startem fali legend. Jak zwykle w tle leci już ukochana piosenka The Prodigy- Fire Starter, start płonie od czerwonych rac, a biegacze ruszają pod ogromną górkę.
Myślę sobie, jeju, jeju, 20 minut i zaraz czeka mnie to samo. Czy na górze znowu zastanę druty kolczaste i błoto? Czy nie wywalę się zbiegając z góry? Czy nie zgubię ekipy? STOP, będzie super. 
Największa niespodzianka- aby dostać się na start-trzeba było przejść pierwszą przeszkodę- wysoką ściankę- no super, rozgrzewka w gratisie! 

W końcu nadszedł ten moment, muzyka z głośników, odliczanie, czerwone race na starcie, łapiemy się z dziewczynami za ręce, słyszymy start i ruszamy. Po wbiegnięciu na górę wcale nie dziwi mnie widok drutu kolczastego i innych przeszkód, których nie będę zdradzać, może ktoś z was się skusi! Rok temu czołgając się w błocie miałam moment zawahania, pomyślałam sobie ' Boże na co ja się zdecydowałam, po co mi to, weźcie mnie stąd, nie chce tu być, nie dam rady, mogę już iść do domu?' ....5 minut później mówiłam ' ale super, chce więcej' więc w tym roku z uśmiechem na twarzy pokonywałam błoto, kilka razy dostałam nim w twarz, raz czyjś but wylądował na moim czole, a kilka razy koszulka utknęła na drucie, ale po prostu się z tego śmiałam ! 
Z reką na sercu mówię, nie wiem kiedy minął mi bieg nocny. Jak pstryknięcie palcem, w mgnieniu oka. Nasza 9-osoba ekipa pokonywała przeszkody ( lub klepała burpees jak biedny Adaś ) jak burza...no prawie :D ! 



Ogromny plus organizatorom, którzy osobiście doglądali naszego bezpieczeństwa na przeszkodach ( kilka dni wcześniej je też testowali! ), robili zdjęcia, dopingowali, a w nagrodę dostali od nas błotny uścisk!

Po biegu tradycji musiało się stać zadość, czytaj kąpiel w jeziorze jako nieodłączny element Hero Run, bo kto używa prysznicy? 

I mimo, że w hotelu zaliczyliśmy powtórkę z poprzedniego roku czyli brak ciepłej wody i ekstrema musiała trwać dalej podczas lodowatych kąpieli, to i tak uśmiechy nie schodziły nam z twarzy.

Kolejny ogromny plusik za ognisko po biegu nocnym, za gitarę, za wspólne śpiewanie, tańce, za atmosferę, taką ciepłą i rodzinną, za brzuch bolący od śmiechu i zakwasy na policzkach, za tą nieprzespaną noc, za to, że nawet szalejąca burza nam nie przeszkodziła!

W niedzielę rano pogoda wcale nie zachęcała do wychodzenia z łóżka i gdy my leniwie przekręcaliśmy się na drugi bok, cała obsługa trasy i wolontariusze uwijali się jak mrówki abyśmy mogli bezpiecznie pobiec i w biegu dziennym.
A właśnie, wolontariusze. Jaki to skarb. Jesteście prawdziwymi herosami i należą Wam się ogromne podziękowania, bez Was nie byłoby tego biegu, a my nie mielibyśmy takich wspomnień, przeżyć. 

I znów wymodlona pogoda. Po 11 startowała nasza fala i właśnie wtedy przestało padać! Przypadek? Nie sądzę! 
I mimo, że nocna burza szalała aż do rana, bieg odbyć się musiał. Z trasy wyłączono dwie przeszkody, tak w ramach dbania o nasze bezpieczeństwo. 
I tak jak na biegu nocnym myślałam, że błota jest okropnie dużo, tak na dziennym przerosło to moje wyobrażenia. Błoto miałam wszędzie, nawet w oczach! 

Trasa i przeszkody w porównaniu do poprzedniego roku były bardziej wymagające, trudniejsze, o wiele! Ale też ciekawsze! Dużo autorskich przeszkód, zjeżdżanie do wody na pontonach, przyciąganie opon nogami, jezioro, rzeczka, góry, małpie gaje, drabinka salomona i dużo, dużo więcej. 
Podejrzewam, że poziom biegu był wyższy ze względu na podział na 3 poziomy trudności. Ale kto powiedział, że ma być lekko?

Mogłabym Wam opisywać tutaj każdą przeszkodę, mówić czy było łatwo czy ciężko, jak mi się czasami nie chciało, jak dostałam oponą w głowę, rozcięłam kolano, przycięto mi rękę beczkami czy nastąpiono na dłoń, ale nie będę. To trzeba przeżyć. Mam nadzieję, że zasieję w was malutkie ziarenko, a resztę sprawdzicie sami. Podejmiecie wyzwanie!



Wiecie za co kocham Hero Run? Tak, kocham, innego słowa nie umiem znaleźć, a moja opinia jest w 100% szczera i jeśli coś mi się podoba, to polecam to całym serduchem, bo dobrem trzeba się dzielić.

Kocham Hero Run za to, że jest niewielkim i mało znanym ( jeszcze!) biegiem, na którym panuje zupełnie inna atmosfera niż na ogromnych masówkach. Mimo, że jesteś jednostką to czujesz się częścią czegoś większego, czujesz bezpieczeństwo, widzisz trud włożony w organizacje i miłość, pasję z jaką był on organizowany. 
Za to, że integruje on ludzi. Możesz pojechać zupełnie sam, zapewniam Cie, że na trasie na 100% znajdzie się ktoś, kto Ci pomoże, że znajdzie się osoba do pogadania, do przytulenia pewnie też!
Za przepiękne medale, koszulki, grafiki dopracowane w każdym najmniejszym detalu!
Za to, że przez weekend można udowodnić sobie jak dużo się może, za pokonywanie własnych granic, za totalne odcięcie od rzeczywistości. Za wszystkie siniaki, które będą mi przypominać o biegu jeszcze kilka dni.
Za to, że pokazują jak piękne jest nasze Podlasie.



A najbardziej za to, że pokazują, że KAŻDY może wziąć udział w takich biegach i dają wszystkim szansę zmierzenia się z własnymi słabościami.
Pierwszy przykład?
Jasiek Mela, chłopak bez ręki i bez nogi. Chłopak, który ukończył Hero Run. 8km, bieg dzienny. Chłopak, którego miałam okazję poznać. Lubię ludzi z historią, lubię ludzi, którzy nie boją się wyzwań, uwielbiam ich słuchać i uczyć się od nich. Uwielbiam to uczucie, które mi dają. Wiecie co sobie pomyślałam? Jakie to szczęście być sprawnym, zdrowym, na co tu jeszcze narzekać? Trzeba się cieszyć tym co mamy. Za to też kocham Hero Run, z pewnością. 

Weekend 14-15 lipca zapisuję głęboko w swoim serduchu. Weekend dobrej zabawy, weekend ogromnego wysiłku, weekend z którego wróciłam posiniaczona, obdrapana, wykończona, ale pełna pozytywnej energii, pełna motywacji do działania i przede wszystkim z ogromnym uśmiechem na twarzy!

Ahhhh no i pierwszy raz mogłam zobaczyć jak wyglądają przeszkody od kuchni czyli Trzeci Hero Run - akcja rozpakowywanie tira! Polecam każdemu!



Mam nadzieję, że za rok widzimy się w Szelmencie! Ja innej opcji nie widzę! :)



5 komentarzy:

  1. Idealnie napisane :) Ja dziękuję bardzo za zachęcenie mnie do wzięcia udziału w tym biegu. Tak, to dzięki Tobie w ten weekend pokonałam swoje słabości! Ściskam mocno i do zobaczenia na starcie w przyszłym roku :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wolę inne biegi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic w tym złego, nie każdy musi lubić OCRy :)

      Usuń
  3. Sponsorowane

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam tą mentalność ludzi, po prostu kocham. Post nie był i nigdy nie będzie sponsorowany. Podoba mi się- polecam, proste, nie? Anonimowo można pisać dużo, szkoda, że nie masz odwagi się ujawnić :)

    OdpowiedzUsuń