poniedziałek, 2 lipca 2018

ALOHA DZIKI, czyli najDZIKszy bieg sezonu oczami blondynki

ALOOOOHA DZIKI, chyba właśnie tak powinnam zacząć pisać o czymś, co trudno wyrazić słowami...




Jeszcze do niedawna spontaniczność nie była moją mocną stroną- słowo klucz: do niedawna. 
Dlatego też, gdy po raz pierwszy usłyszałam o imprezie jaką jest Hunt Run - Polowanie na Biegaczy, wiedziałam, że nie mogę odpuścić i zrobię dosłownie wszystko aby tam się znaleźć!

Mówiąc wszystko mam na myśli nie do końca pasująca datę i ogromną ilość kilometrów dzielącą Białystok i Białkę Tatrzańską- to prawie cała Polska do przejechania. W dodatku egzaminy końcowe i obrona pracy w piątek, kupa stresu i nauki. Aaaale, tego eventu po prostu nie można przegapić!

Jeszcze w piątek rano ubrana w sukienkę i w pełnym makijażu broniłam pracę licencjacką , dwie godziny później siedziałam już w pociągu z myślą o tym by być już w Białce Tatrzańskiej! Da się? Da! I tu pierwszy plus i brawa dla organizatorów- za stworzenie grupy- Dzikiej Armii Hunt Run, dzięki której każda osoba może poczuć się częścią czegoś większego, wspólnoty, pomóc sobie nawzajem, doradzić czy być na bieżąco ze wszystkimi informacjami na temat biegu i imprezy! Tak właśnie najłatwiej było znaleźć transport do Białki Tatrzańskiej. Nie oszukujmy się, to już koniec Polski, a jednak zjechali się tam biegacze z każdego zakątku kraju, uwierzcie, że warto!


Hunt Run to coś więcej niż bieg, to całe wydarzenie, które zaczyna się już w piątek. To festiwal, który łączy bieganie z dobrą zabawą! Zawsze na biegach czuję ten niedosyt: biegnę- koniec- do domu." Było fajnie, ale czemu tak szybko?" Tutaj było zupełnie inaczej.

Cała impreza odbywała się przy ośrodku narciarskim "Kotelnica Białczańska", oprócz sceny, na której prawie cały czas grali dzielni Dj'e, na strefie festiwalowej biegacze mogli znaleźć wszystko, co potrzebne- miejsce do tańczenia, punkty gastronomiczne, biuro zawodów, strefę challenger, w której odbywały się przeróżne wydarzenia takie jak: yoga, crossfit, wspólne lepienie kulek mocy, które tak by the way smakowały nieziemsko, nauka DZIK dance- czyli oficjalnego tańca całej imprezy, wykłady na temat zdrowego odżywiania i wiele więcej, czego mój umysł nie był już w stanie ogarnąć w takim natłoku atrakcji! 

Oprócz strefy festiwalowej organizator postarał się też o nocleg dla biegaczy i tu kolejny plus za pola namiotowe, które podzielone były na strefę cichą i imprezową, na której można było naprawdę nieźle się bawić! Byłam, sprawdziłam, polecam! Mimo, że pogoda raczej nie rozpieszczała, sporo osób zdecydowało się na nocleg pod chmurką, w końcu ma być dziko, nie?

Już w piątek była okazja potańczyć, ogrzać się przy ognisku i zintegrować z innymi uczestnikami biegu, których później spotykało się na trasie ! 

Śniadanie dzika to kolejna super inicjatywa, która mnie zachwyciła! Od rana w karczmie nieopodal strefy startu, można było zjeść wspólnie śniadanie, porozmawiać i poznać innych biegaczy! 



Przechodząc do najważniejszej rzeczy czyli biegu, do wyboru mamy dwa biegi: DUŻY DZIK 12km, który odbywał się w sobotę i MAŁY DZIK 6km w niedzielę. Dodatkowo organizowany był bieg dzieci, w którym najmłodsi mieli okazję ubrudzić się błotkiem bez obawy, że Mama będzie zła! :>
Dorośli też w końcu mogli urządzić sobie błotne SPA, bo akurat wody i błota nie brakowało na trasie. 

Hunt Run to bieg górski, bieg z przeszkodami, bieg, który totalnie mnie zaskoczył! I to pozytywnie, bardzo! Trasa- mimo, że długa, bo finalnie miała prawie 14km, trudna, bo w większości prowadziła górskimi, zimnymi strumieniami i błotem, to wynagradzała w 100% widokami! Urocze strumyczki, lasy, piękne Tatry w tle, wioseczki w dolinach, wyciągi narciarskie i piękno przyrody urzekły mnie do tego stopnia, że nie myślałam o tym jak jest ciężko! A uwierzcie, że było i czuję to każdym mięśniem mojego ciała!



Hunt run nie przypomina typowego biegu OCR, na trasie nie spotkamy aż tyle przeszkód sztucznych, ponieważ sama trasa w sobie jest ogromną przeszkodą. Oczywiście ścianki, liny, opony czy czołganie musiały się pojawić, a za ich ominięcie trzeba było odbyć karę w postaci 20 burpees.

Uczestnicy obu biegów nie mieli limitów czasowych, także było sporo czasu na podziwianie widoków i wykorzystywanie pakietu w 100% ! Dzięki takiemu rozwiązaniu naprawdę każdy mógł wziąć udział w biegu i sprawdzić swój charakter i kondycję! 

Najlepszą częścią biegu była meta, na którą trzeba było się ześlizgnąć na ogromnej wodnej zjeżdżalni! W końcu jakiś przyjemny element na trasie! Żartuje! 
Na każdym kroku można było liczyć na pomocną dłoń innych biegaczy, bez obaw kobity! Zawsze znajdą się chętni do pomocy! 
Przez te 14 km biegu mogłam wyrzucić wszystkie emocje związane z ostatnimi dniami, sesją, egzaminami i obroną. Zjechać na tyłku w błocie, wskoczyć do rowu z lodowatą wodą i nie martwić się niczym!
 Bilans strat? Kilka paznokci, porwane legginsy i parę siniaków, deficyt snu, ale kto by się tym przejmował.
Bilans plusów? Mnóstwo przecudownych poznanych ludzi, emocje nie do opisania, wspomnienia, które zostaną na zawsze, kilkaset  zdjęć, nowe doświadczenia, endorfiny na kolejne kilka tygodni, piękny medal, koszulka i  nowy bieg, który już wpisuje do stałej rozpiski wydarzeń! :D





Jedyny minusik? Brak jedzenia na trasie. Bieg górski plus przeszkody, długie czasy i niska temperatura wyczerpały nawet najlepszych. W następnym roku liczę na banany ! :)

W sobotnie popołudnie na stoku odbywał się konkurs zjazdów na ślizgawce, dzika impreza, która trwała do rana, dzik dance i dużo, dużo więcej. tego nie da się opisać, to wszystko trzeba przeżyć i zobaczyć na własne oczy!



Z łzami w oczach i naprawdę ogromnym smutkiem wyjeżdżałam w niedzielne popołudnie z Białki.
Jeszcze nigdy nie widziałam żeby podczas biegu, wszyscy jego uczestnicy się aż tak zintegrowali, byli jedną społecznością. Idąc ulicą śmiało można było witać się z ludźmi "ALOHA DZIKU" bez obaw, że ktoś na ciebie spojrzy, przybić piąteczkę, porozmawiać, niektórzy może nawet znaleźli miłość życia podczas dzikich randek, kto wie? 
To takie wydarzenie, podczas którego buzia nie przestaje Ci się uśmiechać, czas ucieka jak szalony, a nagle orientujesz się, że już po wszystkim i zadajesz pytanie: kiedy znowu?! 



Dziwię się dlaczego wcześniej nie słyszałam o tak świetnym wydarzeniu jak Hunt Run. Może dlatego, że bieg nie potrzebuje aż takiej reklamy, broni się sam za siebie- kto raz pojedzie- jestem pewna- wróci. Ogromne gratulacje dla organizatorów i jeszcze większe dziękuję, z resztą to już wiecie ;> 



Za co jeszcze chętnie dam plusika ?
Za przemiłą obsługę w biurze zawodów, na starcie, na mecie, na przeszkodach i za super wolontariuszy, którzy ratowali głodnych biegaczy!
Za świetny medal!
Za świetne rozwiązania przestrzenne wszystkich stref!
Za zniżki na obiad !
Za to, że przed biegiem organizatorzy odpowiadali dzielnie na wszystkie pytania, na maile, nagrywali vlogi i znosili wszystkie wymysły biegaczy - czytaj moje :D
Za to, że są po prostu świetnymi ludźmi i kochają to, co robią! I właśnie dlatego Hunt Run jest tak świetnym wydarzeniem.


Kogo nie było- niech żałuje i zapisuje się na następne wydarzenia! Jestem pewna, że pokochacie Hunt Run tak samo jak ja! ALOHA!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz